sobota, 18 sierpnia 2012

WOJOWNIK

Drogi Terapeuto!

Pytasz:
"Których rodziców/opiekunów ocenimy jako kompetentnych?"

Jak sam piszesz, nie ma dróg na skróty...

Byłam kiedyś na szkoleniu u pewnego starszego już Profesora, rodzica adopcyjnego z długoletnim doświadczeniem. Na sali mnóstwo wystraszonych rodziców a on zaczął swój wykład pytaniem:
"Czy podczas rodzinnego spaceru, Państwa dziecko idzie przodem czy raczej wlecze się z tyłu?"
Ludzie zaczęli trochę szemrać ale Profesor z uśmiechem na twarzy dodał: "Gdyby szło ono razem z wami nie siedzielibyście teraz na moim wykładzie!"


Bo generalnie ponoć dzieci, które biegną przodem to wojownicy a idące gdzieś kilka metrów z tyłu to te, które już się poddały...

Moje dziecko biegnie zawsze przodem, jest wojownikiem! On walczy o własną normalność. Czasami muszę pamiętać, aby przed kąpielą pozamykać wszystkie okna. Sąsiedzi nie mogą zrozumieć, ani tego dlaczego on musi tak krzyczeć, ani tego co ona - znaczy ja jako matka - z nim robi. Trudno się dziwić sąsiadom. Ja też przecież nie wiem dlaczego mamy w domu ten cyrk.

Jednak mimo wszystko cieszę się, że ma w sobie tyle sprzeciwu. Może dzięki niemu ma szanse wywalczyć sobie kiedyś normalność?

I żal mi tych dzieci, które wloką się z tyłu, którym już nie chce się biec przodem. Czasami pewnie jakiś miły sąsiad pogładzi je po głowie i powie "jaki grzeczny chłopczyk" / "jaka miła dziewczynka". One nie rzucają się w oczy ale czy są szczęśliwe?

Ty drogi Terapeuto zapewne wiesz jakie za tą postawą kryją się biologiczne procesy.

Z wojownikami powinno chyba być prościej. Oni walczą i wszyscy to widzą. To te niegrzeczne dzieci, które rzucają kamieniami, pyskują dorosłym czy plują na innych. Niegrzeczne ale chyba zdrowsze! Niektórzy nawet rozumieją dlaczego. 

Moje drugie dziecko jest jeszcze inne. Ono zwyczajnie idzie się wykąpać. Zdarza się, że pomarudzi albo negocjuje dogodniejszy dla siebie czas. Jakoś tak normalnie, chce się powiedzieć adekwatnie do wieku. Podczas spaceru czasami biegnie przodem, czasami się zatrzyma i coś ogląda, czasami trzyma mnie za rękę opowiadając ważne dla niego historie.

Tak więc nie wszystkie dzieci są walczącymi o przetrwanie wojownikami. Są takie, które nie muszą o nic walczyć ale są też chyba takie, które nie mają już siły tego robić... Tylko jak je od siebie odróżnić?

Coś mi się wydaje, że diabeł tkwi w szczegółach... i to bardzo biologicznych szczegółach... Jeśli po kilku miesiącach pobytu w nowym domu dziecko jest ciche, spokojne i nie sprawia kłopotów to chyba zaczęłabym się martwić i zastanawiać dlaczego ono jeszcze nie potrafi o siebie zawalczyć...

 
Pozdrawiam Mama

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz