niedziela, 19 sierpnia 2012

BIOLOGIA, PARADOKSY, WOJOWNIK ...

No to nam się Droga Mamo, poukładało w całkiem sensowną całość :)



1. Jak w adopcji "dorównać" biologicznej relacji matki z dzieckiem?

2. Dlaczego "im gorzej tym lepiej"?

3. Dlaczego lepszy "Wojownik" niż "Grzeczne Dziecko" ? 



Rozstańmy się na chwilę z górnolotnymi, skomplikowanymi (a więc łatwymi do podważenia) wyrafinowanymi duchowo teoriami, wizjami i "prawdami" ... 

Popatrzmy na problem tylko i wyłacznie w kategoriach, które sa udowadnialne empirycznie, i to na bazie twardych dowodów ... takich bardzo twardych - liczby, komputer, neuroobrazowanie.




Otóż organizm to pewien "układ". 
Każdy żywy organizm dąży do zachowania równowagi - homeostazy. 
Homeostaza zaprogramowana jest genetycznie - gatunkowo. Gdyby była w wypadku człowieka zaprogramowana wadliwie, nie bylibyśmy gatunkiem dominującym na planecie.

Ta równowaga da się zbadać i przedstawic na ekranie komputera, na wykresie, na tablicy ;).

Zdrowy czlowiek to taka istota, która wie kim jest, wie co czuje, pamięta co było wczoraj i do czego dąży jutro. Gdy sie wkurzy, mniej więcej wie dlaczego i mniej więcej wie co z tym wkurzeniem zrobić. Wie kogo kocha a kogo nie lubi, ale też potrafi temu kogo nie lubi powiedzieć grzecznie "dzieńdobry". Nerki tejże istoty prawidłowo filtrują a nabłonek jelita wydajnie i adekwatnie produkuje serotoninę dzięki czemu istota jest zadowolona, gdy smacznie sobie poje. Kiedy zobaczy żmiję na beskidzkim szlaku, serce zaczyna jej walić 200/min. ale kora mózgowa szybko przejmuje kontrolę i wysyła sygnał: "spoko men, żmija sama nie atakuje, daj jej luz, nie depcz po ogonie a nic ci nie zrobi" ... i serce zwalnia do 60/80 ...   I tak możnaby mnożyć bez końca.

Dziecko jest człowiekiem :) ale równowaga nie jest dla niego osiągalna ot tak - od urodzenia. Równowaga dziecka to dzieło którego twórcami są:

A. Biologia organizmu dziecka zaprogramowana genetycznie/gatunkowo.
B.  Relacja z opiekunem a później z innymi ludżmi - ze swoim "stadem", z szerszym otoczeniem społecznym ... z normami, z przekazem kulturowym ... 

Każdy organizm dąży jednakże do zachowania równowagi "sam z siebie" ... nie ma człowieka (poza sferą cięzkich chorób psychicznych), nie ma dziecka, które "chce", żeby było mu źle, żeby wysiadły mu funkcje trawienne i żeby straciło wzrok oraz odczuwało permanentny ekstremalny ból ...

Dlatego jeśli organizm ma jakies LUKI, które powstały w procesie rozwoju to stara się te luki zniwelować. Automatycznie, instynktownie, "cybernetycznie" czy jak zwał tak zwał ;). 

Jak to się ma na do wojownika, grzecznego dziecka, paradoksów etc ... ?

Spróbujmy wyjasnić to na przykładzie chyba najtrudniejszym z możliwych, wręcz ekstremalnym - na przykładzie skrajnych zaburzeń przywiązania objawiających się jeszcze bardziej skrajnymi zaburzeniami w zachowaniu ...  mam nadzieję, że wtedy będzie to łatwiej zrozumieć w takim "bardziej normalnym" życiu :)

OBRAZ:

Adoptowane dziecko pluje, gryzie, bluzga, wyje, drapie, bije, demoluje dom i szkolną klasę, nie pozwala się dotknąć, zbliżyć, nie wykonuje żadnych poleceń, ucieka, zastyga w bezruchu, wymiotuje, obżera się, smaruje kupą sciany, sika na dywan, kradnie, odgryza psu ucho a kotu obcina ogon, skacze z pierwszego piętra i robi jeszcze tysiąc innych równie sympatycznych rzeczy. 


I to jest bardzo prawidłowy, zgodny z neurobiologią ludzkiego mózgu, zestaw reakcji odrzuconego w "poprzednim życiu" dziecka.

"Facet zwariował", pomyśli sobie taki "normalny człowiek z ulicy". Takie bachory trzeba zamknąć w szpitalu psychiatrycznym (najlepiej razem z tym facetem ;) ).

Tak, tak sobie pomyśli. I nie tylko "człowiek z ulicy". 
Bo rodzina rodzica, tego opisanego powyżej dziecka, dokładnie to samo sugeruje: "do psychiatryka z nim! Oddaj TO!".
Bo pani/pan psycholog z poradni wygłasza wykład o bezradności wychowawczej. Pani/pan pedagog ze szkoły ma spojrzenie Kaja z 'Królowej Śniegu" a po naszym wyjsciu z wywiadówki zasiada do pisania wniosku do Sądu Rodzinnego (kurator już w drodze). 

A jednak nikt tu nie zwariował.

Dziecko przeżyło w kluczowych okresach rozwojowych wielokrotne odrzucenie. Nieważne w czym ono się przejawiało. 
Może w nie karmieniu gdy było głodne?
Może w nie przewijaniu, gdy było mokre?
Może w całkowitym braku kontaktu?
Może w biciu lub godzeniu się/braku skutecznej ochrony na bicie?
Może w gwałceniu (bo tak nazwijmy bez ogródek wszelkie czynności seksualne wobec dziecka) ?
Moze w wysyłaniu do drugiego pokoju lub permanentnej separacji, gdy "przychodził gach i przynosił flaszkę"?
Może ... ?
Jest 1000 tych może ale każde z nich to odrzucenie. 

"Odrzucenie" z poziomu aparatu percepcyjnego dziecka polega na tym, że opiekun nie reaguje na wyraźne sygnały - a powinien!

"Odrzucenie" owocuje tym, że dziecko - jego organizm, pozostaje w stanie deregulacji - zaburzonej homeostazy. Fizjologicznie jakos sobie radzi. Uruchamia mechanizmy dysocjacyjne - wyłacza sie, "zamraża", "odpływa" ... niweluje ekstremalne pobudzenie/deregulację, żeby po prostu nie umrzeć na atak serca, zatrucie produktami przemiany materii etc.

Ale na poziomie mechanizmów pamięciowych, mechanizmów przetwarzania, które kształtują strukturalny a w efekcie funkcjonalny porządek sieci neuronalnych  ... deregulacja jest dalej aktywna. Działa to tak jak "zdarta płyta" albo niestrawiony, zepsuty pokarm, który zalega w jelitach i wywołuje mdłości, biegunke, wymioty, ból i uniemożliwia dalsze jedzenie (Greenwald 2005).
Organizm usiłuje "coś z tym zrobić".

Mózg "nie ma innego wyjścia" jak tylko POWTÓRKA
Nie "umie" inaczej. Tak jest skonstruowany, tak jest genetycznie zaprogramowany. Gdy coś się nie przetworzyło (nie strawiło, nie posunęło dalej (płyta)) - trzeba próbować jeszcze raz, i jeszcze i jeszcze. Aż do skutku ... albo wyczerpania, które oznacza totalną klęskę. "Trwałe zatrucie/zablokowanie".

Interpretowanie tego zjawiska w kategoriach poznawczych (w tym najbardziej znane: "odrzuca, żeby nie zostać odrzuconym") jest mocno na wyrost ;). To taka kolejna humanistyczna utopia ;).

Dziecko cie opluwa i nazywa k ... bo to jest jedyny sposób na przetworzenie, na "strawienie" sytuacji odrzucenia. Bo to jest taka właśnie sytuacja. Ono ją przeżywało setki a może tysiące razy w przeszłości. Ona w nim jest. W jego mózgu, w jego zesztywniałych łydkach, w zablokowanych nerkach i jelitach. W nadnerczach i jajnikach. 

Nieistotne kto tu kogo odrzuca.

To JEST sytuacja odrzucenia. I dziecięcy organizm/mózg MUSI taką kolejną próbę przetworzenia nieświadomie wygenerować, ponieważ istnieje szansa, że ... 

TY DZIECKA NIE ODRZUCISZ.

Nie "zdyscyplinujesz". Nie "ogarniesz". Nie ukarzesz. Nie odizolujesz w pokoju obok zamkniętym na klucz. Nie wyrzucisz z domu. Nie zadzwonisz na pogotowie i nie przyćpasz lekami. Nie powiesz "uspokój się"! Nie pobijesz. Nie zwiążesz. Nie nawrzeszczysz.

Jeśli tego wszystkiego nie zrobisz a z dzieckiem w takim stanie i w takiej sytuacji BĘDZIESZ ... dodasz jedną małą cegiełke do konstrukcji PRZETWORZENIE/"STRAWIENIE".
Potem kolejną ... bo nie ma tak lekko, zeby coś co zdarzyło się 1000 razy przetworzyć tak "hop siup". Na to potrzeba czasu.

Ale za każdym razem "odlot" dziecka będzie odrobinę mniejszy, krok po kroku, cegiełka po cegiełce. Mózg to nie masochista ;) ... on "wie co robi".

Gdy sie tego czysto biologicznego mechanizmu nie zna lub nie rozumie strasznie łatwo pobłądzić. Nie wytrzymać. Nie wierzyć w jakikolwiek sens takich "jazd". Uznać na przykład, że przyzwolenie na np. agresję dziecko ... zdemoralizuje (a na pewno nie "wyleczy").

Wtedy wydaje się, że "jest lepiej" bo ty "wygrywasz" (w imieniu "norm społecznych").
  
Ale gdy dziecko już nie próbuje przetwarzać oznacza to, że jego organizm się poddał. Już nie walczy. Nie jest WOJOWNIKIEM. Twoja "wygrana" jest jego klęską.

Oczywiście być może dziecko jest słabsze i walczyć w ogóle nie potrafi? Tak bywa :(

Ale być może ... TY JESTEŚ ZBYT SILNY.

Tak czy siak - "grzeczne dziecko" nie walczy. A walczyć trzeba bo inaczej trucizna pozostanie w organiźmie. I prędzej czy później zatruje inne tkanki. 
Nie ma takiego dziecka, które straciło biologicznych rodziców, i które trucizny nie posiada (w mniejszym lub większym stopniu). 



Dlatego Drogi Rodzicu - im "gorzej" tym lepiej a im "lepiej" tym gorzej.

I podobnie jest "ze wszystkim".
Ze wszystkimi krzywdami. Z każdym bólem, lękiem i każdą okropnością jakiej twoje dziecko doświadczyło. Ono ci musi to doświadczenie "oddać". Ty musisz z nim BYĆ. Ty je musisz "przetworzyć". Wtedy dziecko także je przetworzy, poukłada sobie w głowie. 


________



A teraz do Ciebie Droga Mamo :) 

Nie musisz wyjaśniać mi jak to "wszystko" ... boli. 

Wiemy oboje, że Dziecko Kosmita jest "mistrzem" w wyszukiwaniu naszego własnego bólu i naszych własnych najgorszych przeżyć. 
Im bardziej trafi w nasze własne rany, tym DLA NIEGO ... większa szansa na sprawne przetworzenie jego ran. Straszny proces. 
Ale skuteczny! "Tylko" trzeba wytrzymać.

3 komentarze:

  1. Bardzo dziękuję za ten post, pomógł mi on zrozumieć zachowanie mojego dziecka, bo widzę że byłam na najlepszej drodze do porażki. Zdarzało mi się reagować złością na złość dziecka bo nie rozumiałam dlaczego tak reaguje. Teraz wiem, że cegiełka po cegiełce wyburza się stare dzieje budując nowe.
    Magda

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest jeszcze jedna ważna sprawa o której być może nie powinno się pisać ... żeby sie nie dołować ... otóż dziecko krzywdzone zwłaszcza przez przez osobę bliską w skutek zjawisk dostrojenia "wchłania" jak wiadomo komunikat o swojej małej wartości/znaczeniu.
    Efektem jest nie tylko to, że jego samoocena pozostaje bliska zeru. Efektem jest skłonność do autodestrukcji, bo takie procesy generował opiekun (w wyniku dostrojenia, odzwierciedlenia etc.).
    Tak więc "odtwarzanie traumy" to z jednej strony rozpaczliwa próba mózgu "samonaprawienia" się. Z drugiej dążenie do "dokończenia procesu". A dokończeniem jest (samo)unicestwienie.
    Dlatego "zostawienie" dziecka w takiej sytuacji albo negatywna reakcja to co najmniej przyzwolenie na samounicestwienie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tylko szkoda, że nikt nas wcześniej na to nie przygotował,bo przecież każdy rodzic adopcyjny chce pomóc swojemu dziecku a czasami nieświadomie popełnia się błędy wynikające z czystej niewiedzy.
    Ośrodki zatrudniają rzesze psychologów tylko jakoś nikt nie porusza na szkoleniach tak istotnych kwestii. A szkoda.
    Dziękuję jeszcze raz za otwarcie mych oczu.
    Magda

    OdpowiedzUsuń