Droga Mamo :)
Oczywiście masz rację - trzeba nad soba pracować, trzeba się rozwijać. To truizm, ale dla opiekuna dziecka ado to jak czyste powietrze i zdrowa woda.
I oczywiście najlepsze jest wszystko to, co odwołuje sie do bardzo biologicznych procesów, do harmonii (homeostazy :) ), integracji etc. I czymś takim jest z pewnością także joga, polecana
( na bazie wielu badań) przez środowiska naukowców i praktyków zajmujacych się traumą.
( na bazie wielu badań) przez środowiska naukowców i praktyków zajmujacych się traumą.
Ale ja chciałbym tutaj i teraz zwrócić Twoją uwagę na coś innego.
Znowu na RELACJĘ - na interakcje i dostrojenie będące jej podstawą.
Otóż w naturalnym procesie budowania relacji pomiędzy matką a dzieckiem kluczową sprawą są tzw. "odzwierciedlenia" i "czynności potwierdzające"
Matka odpowiada odzwierciedlającym ruchem na ruch dziecka, swoim stanem emocjonalnym na stan emocjonalny dziecka. Wynika to z właściwości naszego mózgu. Trzeba tu podkreslić związek: ruch/emocja.
Każdy ruch kodowany jest w naszym mózgu w skojarzeniu z określona emocją.
Jeśli nasz ruch spowoduje odzwierciedlony ruch u bliskiej i ważnej dla nas osoby
- odczuwamy przyjemność.
- odczuwamy przyjemność.
U dziecka (zwłaszcza małego) ten proces jest ekstremalny/nieograniczony, gdyż dziecko odbiera opiekuna/matkę jak SIEBIE. Tu lekuchne "naciąganie" (bardzo psychoanalityczne :) ) ale ... jeśli matka nie reaguje na ruch dziecka to "dziecko przestaje istnieć". Ekstremalność takiego doświadczenia świetnie pokazuje "procedura kamiennej twarzy" Tronicka.
Musimy sobie zdawać sprawę z tego, że z powodów opisanych w poprzednich postach, jakość dostrojenia i naturalna zdolność do odzwierciedleń w relacji "obca" matka - "obce" dziecko jest poczatkowo na "takim sobie" poziomie.
I tu łatwo wpaść w negatywne "błędne koło". Ruchy dziecka, które utraciło kontakt z biologiczną matką są zupełnie inne niż te w biologicznej rodzinie.
W największym skrócie i równie wielkim uproszczeniu:
Te ruchy (i inne sygnały np. zapach) są często "dziwne", zaskakujące, nieprzewidywalne, niepokojące. One wcale nie generują w nas uczucia przyjemności. Wręcz przeciwnie!
Na dodatek niezbyt chętnie mamy ochotę się do tego przyznać.
I tu już tylko krok do nieszczęścia. Bo wtedy nie odzwierciedlamy ruchów dziecka. Nie odzwierciedlając pozbawiamy się ładunku emocjonalnego. Wcale nie tak daleko nam od matki z filmu powyżej.
Dziecko zostaje w próżni - takiej samej jak w dotychczasowym życiu.
Możemy próbować "oszukać". Możemy przemawiać słodkim głosem i pieszczotliwie tulić ale setki mikro gestów naszej twarzy, wyraz oczu, ton i prozodia glosu dla dziecka są jednoznaczne - "ta pani/ten pan mnie nie wyczuwaja, nie sa do mnie dostrojeni".
A to jest dla dziecka ... krok w nicość.
Nietrudno sobie "dośpiewać" co dalej.
Nie będzie żadnego spokoju. A już napewno siły spokoju. Będzie napięcie, poczucie winy "oddawane" dziecku, które bedzie to wchłaniać i "oddawać" nam w dwójnasób.
Patrząc się na takie dziecko nie będziemy odczuwać radości.
"W zamian" będą to dokładnie przeciwstawne uczucia. I - co podkreślałem powyżej - uczucia ukrywane i blokowane.
"Winowajcą" jest tu głównie natura. Ale po stronie matki winowajcą jest także "ten ktoś" kto jej na taki proces nie przygotował w trakcie szkolenia adopcyjnego i ona(opiekun) sama, bo któż bronił poczytać?
A po stronie dziecka winowajcą jest także personel placówek, który się tym dzieckiem opiekował przed adopcją, bo tkwił w dawno skompromitowanej doktrynie, że "do dziecka nie wolno się przywiązać, bo ono będzie cierpieć przy rozstaniu". Owszem - będzie, ale to niewielka krzywda wobec tej, którą wygenerował brak ciepłej relacji.
Tą krzywdą - stokroć poważniejszą jest nie wykształcenie u dziecka tego, co Stephen Porges nazwał "systemem społecznego zaangażowania". A więc właśnie umiejętności nawiązywania interakcji opartej o zestaw sygnałów, które budzą sympatię, przynoszą radość i poczucie bliskości.
Podsumowując:
Warto w ramach tego co nazwałaś samowychowaniem, nauczyć się przede wszystkim odzwierciedlającej komunikacji z dzieckiem o takim "obrazie biologicznym" jakie "dostałaś".
Z dzieckiem o niewykształconym systemie komunikacji społecznej. Z dzieckiem zachowującym sie "dziwnie". Najczęściej cholernie nieprzyjemnie.
To bardzo trudne ale możliwe. Od tego są wyrafinowane a czasem kosmicznie komiczne ;) warsztaty.
Trzeba nauczyć się odczytywać np. lęk z "aroganckiego, pogardliwego" wyrazu buzi ;).
Trzeba zobaczyć w ponurej, zaciętej albo "cynicznie obojętnej gębie bachora" rozpaczliwą prośbę o miłość.
Warto :).
Bo wtedy będzie nam z "bachorem" DOBRZE!
A co z tego DOBRZE wynika - tłumaczyć już chyba nie trzeba :)
Warto :).
Bo wtedy będzie nam z "bachorem" DOBRZE!
A co z tego DOBRZE wynika - tłumaczyć już chyba nie trzeba :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz