czwartek, 7 marca 2013

John Bowlby a dysocjacja

Drogi Terapeuto :)

Tak mnie jakoś natchnąłeś tym Tołstojem... ;)

Czasami spotykam na swojej drodze różnych mądrych ludzi. To dobrze bo dzięki temu oszczędzam masę czasu na odkrywanie rzeczy już dawno odkrytych. Sama pewnie potrzebowałabym jeszcze paru lat życia aby dojść do tego co ma Bowlby wspólnego z dysocjacją. A tak dzięki Andre Jacomet wiem to już dzisiaj.

Poza tym myślę, że zanim Ty zaczniesz się rozpisywać (choć już właściwie zacząłeś) o mrocznościach zjawisk dysocjacyjnych dobrze byłoby temat trochę rozmiękczyć i zsocjalizować, robiąc go bardziej dostępnym, zrozumiałym i opartym o zjawiska znane i akceptowane już prawie powszechnie.

Na początek więc przypomnę może krótko teorię przywiązania :)
Przywiązanie to wyuczony styl utrzymywania emocjonalnej bliskości z drugą osobą.* Wyróżniamy cztery główne style przywiązania: bezpieczny, unikający, lękowy i zdezorganizowany. Nie będę tutaj opisywać dokładnie na czym one polegają, każdy może sobie sięgnąć do źródeł, których obecnie na polskim rynku księgarskim nie brakuje.

Posłużę się Terapeuto, prostym rysunkiem by lepiej zobrazować tę teorię i jednocześnie porównać ją z możliwościami rozwojowymi zdrowego dziecka.





Moim zdaniem taki rysunek (nazwałam go sobie trójkątem rozwojowym z punktu widzenia teorii przywiązania) bardzo obrazowo pokazuje, że bezpieczne przywiązanie daje więcej przestrzeni do prawidłowego rozwoju. Natomiast im tej przestrzeni mniej, tym mniej również możliwości rozwojowych.

Sam Bowlby dwadzieścia lat po ukazaniu się po raz pierwszy jego teorii zdefiniował przywiązanie "jako wytwór systemu regulującego bezpieczeństwo", mający "ważną funkcję biologiczną, a mianowicie ochronę (...) dziecka przed licznymi zagrożeniami." **

Spróbujmy więc spojrzeć również na biologię. Aby sobie uprościć skomplikowane wywody posłużę się pewnym, zapożyczonymi od Levine schematami.


Na rysunku widzisz Terapeuto tzw. krzywą aktywacji. W życiu człowieka, zawsze coś się dzieje. Jesteśmy aktywni nawet jeśli pozornie nie robimy nic. Nie przebywamy przecież w próżni. Obok nas są ludzie, jest świat, na który ukierunkowane są wszystkie nasze zmysły. Krzywa, jak sama nazwa wskazuje jest krzywa ;) i przebiega różnie, zależnie od tego co się w nas i wokół nas dzieje. Zerknijmy dokładniej na takie jedno "pełne skrzywienie" i spróbujmy je przeanalizować.



Dziewczynka nazwijmy ją Basia, przychodzi na plac zabaw z mamą (1). Mama siada na ławce a ona sama rusza w kierunku piaskownicy (2) gdzie czeka już na nią Zosia. Dziewczynki bawią się razem i w pewnym momencie dochodzi między nimi do kłótni o "łopatkę" (3). Basia krzyczy na Zosię a Zosia na Basię (4). Nagle Zosia wysypuje całe wiaderko piasku na głowę Basi. Basia na moment "zamiera" (5) po czym z płaczem biegnie (6) na skargę do mamy (7). Mama Basię pociesza i pomaga znaleźć rozwiązanie tej trudnej sytuacji (8)...
Samo życie i mam nadzieję, że tym przykładem nie wywołałam u Ciebie Terapeuto, żadnych patologicznych skojarzeń. Moja Basia jest zdecydowanie inna niż Twój Jacek...

Spójrzmy teraz na tę samą krzywą z punktu widzenia autonomicznego układu nerwowego (AUN). Zapewne domyślasz się, że mam na myśli AUN widziany oczami teorii poliwagalnej S. Porgesa ;)

Umówmy się więc, że kolorem czerwonym zaznaczony jest obszar, w którym najbardziej aktywna jest ta parasympatyczna część AUN, którą jako ludzie (ssaki) mamy "wspólną" z gadami. Kolor żółty to część sympatyczna AUN a zielony to obszar gdzie największą aktywność wykazuje inna część parasympatyczna, nazwana przez Porgesa "systemem zaangażowania społecznego".

Zbieżność kolorów w moich wykresach wcale nie jest przypadkowa... Wszystko bardzo uproszczone, włożone w sztywne ramy... Wydaje się być zrozumiałe, oczywiste...

Tylko co ma Bowlby wspólnego z dysocjacją? I co się dzieje jeśli Basia jest Jackiem?


Pozdrawiam

Matka Rozmyślająca ;)



*D.D. Gray (2010): Adopcja i przywiązanie.
** J. Bowlby (2007): Przywiązanie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz