wtorek, 19 marca 2013

O HOLDINGU ... niezbyt przychylnie ? ;)

Droga Mamo :)



Tak mnie zainspirowała lektura pewnego forum :)



że postanowiłem sobie ot tak z marszu - pomiędzy wierszami o dysocjacji - napisać dwa słowa o holdingu.
Chyba na początek definicja by się przydała. Bo mocno to określenie jest naginane. Albo nie - nie definicja bo nie w tym problem, tylko wyjaśnienie o czym gadamy.

1. Holding jako technika pracy z dzieckiem z RAD. 
To prowokowana przez terapeutę sytuacja, gdy młodego człowieka sadzamy na kolanach rodzica face to face, łapiemy i obejmujemy ten wierzgający, wrzeszczacy stwór i doprowadzamy go do stanu całkowitego wyczerpania, po którym to wyczerpaniu stwór cichutko skamlący, wtula się w zlanego potem rodzica. I jest to ekstremalna technika budowania więzi pomiedzy stworkiem a opiekunem/rodzicem.

2. Holding jako sposób na poskromienie stworka, który "chodzi po suficie" i zagraża życiu swojemu i innych. Czyli młodego za fraki, obejmujemy żelaznym uściskiem i czekamy aż się "wypluje" i opadnie z sił.

3. Holding jako sposób na zewnętrzne regulowanie wewnętrznego braku uregulowania. Różnica w stosunku do pkt. 2 jest taka, że żelazny uścisk jest odpowiedzią na "wołanie o pomoc" ze strony dziecka, które samo nie potrafi się ogarnąć i to tak czy siak sygnalizuje. Holding tutaj nie jest "środkiem wychowawczym" przywracającym porządek, tylko rodzajem rodzicielskiej terapii.


Ad. 1
O pierwszym rozumieniu holdingu mogę powiedzieć szczerze, że go nie rozumiem. Analizując działanie ludzkiego mózgu, nie jestem w stanie pojąć w jaki sposób ta technika może być sensowna. Tzn. rozumiem, że coś działa w sensie "obudzenia" relacji pomiędzy dzieckiem a Kosmitą z RAD. Ale mogę wskazać 10 sposobów równie skutecznych a nie obarczonych skutkami ubocznymi wynikającymi z brutalnej przecież przemocy.

Technika ta jest sprzeczna z naturą, jeśli popatrzeć na nią pod kątem regulacji. Nie tworzy żadnych pozytywnych struktur mózgowych, nie integruje istniejących. Generuje powstanie silnego śladu pamięciowego zakodowanego w ciele migdałowatym (i tyle - to nie zostaje przetworzone na wyższych poziomach), nie uruchamiając kompleksu naturalnych regulacji opartych o neuroprzekaźniki i modulatory (tu prawdopodobna nadprodukcja kortyzolu) i zdrową, naturalną sekwencję AUN - pobudzenie, wyciszenie. Tak (źle) się dzieje wtedy właśnie, gdy organizm nie działa w oparciu o mechanizmu gatunkowe, naturalne, gdzie opiekun jest dostarczycielem bezpieczeństwa i ukojenia. Tu opiekun jest bestią, której ulegamy.

Autoregulacja i przywiązanie to jeden i ten sam mechanizm/proces. Nie wolno tego rozdzielać - a czesto tak robimy, nawet mówiąc: "najpierw przywiązanie". Tak - najpierw przywiązanie ale po to, żeby uzyskać regulację a więc w efekcie kompetencje rozwojowe. A nie UZALEŻNIENIE.
Nie "syndrom sztokholmski". A taki holding to coś w tym rodzaju. "Zgwałcę cię to wtedy powstanie pomiędzy nami silna więź" ... jasne - powstanie! - masakra jakaś.
To tyle ;).


Ad. 2

No comments - po prostu stan wyższej konieczności dla kogoś kto nie potrafi inaczej/nie dostrzegł sygnałów, ża "zaraz będzie dym" - i nie ma co się rozwijać.



Ad. 3
Jakie jest najważniejsze zadanie rodzica? Co stanowi o istocie rodzicielstwa :) ?
Otóż najważniejszym zadaniem rodzica jest nauczenie dziecka ... autoregulacji i umiejętności budowania relacji z innymi ludźmi. 
Dlaczego tak?
Dlatego, że dziecko nie jest w stanie się rozwijać jeśli lęk dominuje nad ciekawością i potrzebą eksploracji. 
Dokładnie tak jak u Bowlbyego i Ainsworth.
Ciekaw jestem jak wielu ludzi patrzy na rodzicielstwo w ten sposób (pomimo coraz większej popularności teorii przywiązania)?

W tym kontekście popatrzmy na taki rodzaj holdingu jak ten opisany w pkt. 3 powyżej.
Oczywiście te pytania miałyby inny charakter (wymiar), gdyby dotyczyły rodzica biologicznego.

A. Czy buduje on autoregulację?
B. Czy uczy (a własciwie dostarcza matrycy) relacyjnej?



???

Słuchaj Mamo :)
Czy po prawie rocznym istnieniu tego bloga jest już dla wszystkich oczywiste, że A=B a B=A, że to jest AB lub BA ;)) ?

Czyli:
Czy "holding reaktywny" w wersji regulacyjnej, buduje u dziecka zdolność autoregulacji na bazie intensywnej relacji z rodzicem, (jaką w naturalny sposób wymusza sam  przebieg "sesji") i czy w taki sposób dziecko może wdrukować sobie pozytywny model relacji?

W moim przekonaniu TAK ... ALE ...

1. Rodzic w trakcie akcji, musi z grubsza kontrolować swój organizm. Musi po prostu sam być (wtedy) uregulowany. (Organizm a nie emocje jakie sam odczuwa i identyfikuje - bo to są często zupełnie inne bajki.)

2. Rodzic musi się dostroić do tego co dzieje się z dzieckiem, współodczuwając ale nie tracąc kontroli.

3. Rodzic musi cały czas prowadzić "dialog" z organizmem dziecka na wszystkich trzech poziomach - sensomotorycznym, emocjonalnym i poznawczym. Ten "dialog" jest jednocześnie dostrojeniem i jednocześnie kontrolowaniem. Jest jednocześnie wskazywaniem kierunku - do uspokojenia i ukojenia ale i jednocześnie jest podążaniem za dzieckiem (I love Olechnowicz 4ever:) ) taką ścieżką jaka jemu (dziecku) akurat tu i teraz jest potrzebna.

Ten "dialog" to przyspieszenie i zwolnienie oddechu, przyspieszenie i zwolnienie rytmu serca, zwolnienie i zwiększenie uścisku, różne poziomy wokalizacji z różną prozodią a więc i dialog dosłowny - wymiana słów, wreszcie rozmowa. To wszystko w reakcji na to co dzieje się z dzieckiem, jak ono reaguje, gdzie podąża, na ile jest pobudzone a na ile wyczerpane. To wyłapywanie każdego nawet najdrobniejszego sygnału i interakcji. To szukanie non stop "okazji" do przejścia z poziomu "wyjca" na poziom "widzę, słyszę, czuję", wreszcie "myślę".


No i chyba tyle - jeśli ktoś tak potrafi - a chyba oczywistym jest, jak to jest strasznie trudne - to dziecko wygrało los na loterii :)


PS
Cały ten pozytywny proces, można pięknie opisać z poziomu neurobiologii - wskazując krok po kroku co dzieje się w organizmie w trakcie takiej akcji :)  - ale nie wiem czy jest taka potrzeba?

...

Skoro jest taka potrzeba (patrz komentarze) to spróbujmy.

Poniżej dwa rysunki/fotki. Pierwszy to rodzaj białego kruka bo sądząc po pieczątce bibliotecznej ;) pochodzi z oryginalnego rysunku Cajala  ulokowanego w jakiejś hiszpańskiej knidze. 
A fotka pod spodem to australijska rzeka.






http://www.facebook.com/pages/Biological-neural-network/116400201704085




http://www.truenorthmark.com/photo/broome-rivers/



Co łączy te dzieła?
Mechanizm. 

A. Raz ukształtowana sieć neuronalna działa tak, że jesli nie nastąpią jakieś radykalne zmiany w dopływnie bodzców z organizmu lub środowiska, impulsy biegną sobie z grubsza tymi drogami neuronalnymi, które już istnieją.

B. Raz ukształtowana sieć koryt, dopływów rzeki etc. będzie zbierać wodę z opadów i z innych źródeł i kierować ją do morza taką samą z grubsza "drogą" jak do tej pory.

Zmiana może nastąpić albo w sposób naturalny albo ... sztuczny.

Naturalny sposób w wypadku rzeki to np. ogromna powódź, trzęsienie ziemi, katastrofalna susza etc. Gdy któreś z tych zdarzeń zajdzie - sieć koryt widoczna na fotografii zmieni się. Nie wiemy jak ale możemy pospekulować. Zmiana zależeć będzie np. od rodzaju gruntu, nachylenia terenu, ilości wody etc.

W wypadku sieci neuronalnej sposób naturalny to np. zaprogramowane genetycznie trwałe/długotrwałe zaprzestanie działania jakiegoś zestawu bodzców, aktywności, zakończenia rozwoju jakiejś struktury etc. Wtedy istniejące połączenia ulegną stopniowej eliminacji - znikną (fizycznie - zostaną rozłożone) dendryty, znikną synapsy a jeśli proces ten bedzie miał miejsce w dzieciństwie w okresie dynamicznej neurogenezy i czyszczenia (pruning)/apoptozy (tworzenia i likwidowania neuronów) także neurony.

Jaki będzie sposób "nienaturalny" ? 

W wypadku rzeki możemy wyobrazić sobie ambitnego inwestora, który postanowił pośrodku obrazkowej sieci wybudować jezioro i hodować w nim na skalę przemysłową krokodyle.
Będzie musiał więc wybudować tamę w głównym korycie i przebudować sieć zewnętrznych koryt. 
Jeśli postawi tylko tamę, woda popłynie sobie gdzieś bokiem, tak naprawdę nie wiadomo gdzie.

W wypadku mózgu i sieci neuronalnej możemy wyobrazić sobie, że opiekun zabroni dziecku wykonywania jakiegoś rodzaju aktywności np. odgryzania sobie ucha. System połączeń neuronalnych związany (sterujący) odgryzaniem ucha opiekuna stopniowo zaniknie. 
Ale którędy w takim razie popłyną impulsy i jaki rodzaj nowej aktywności powstanie, jeśli w miejsce niemiłego skądinąd podgryzania nie podsuniemy dziecku innej aktywności?

Tama na rzece i sieć nowych koryt pomocniczych to inżynieria. Może być głupia (znamy tysiące przykładów takiej radosnej "twórczości" człowieka). Może być mądra.

Zmiana zachowania u dziecka to również inżynieria - neuronalna a bywa że i genetyczna (o tym potem). I też może być głupia albo mądra. Bieg rzeki zmienia się stosując fizyczną siłę - tak czy inaczej. Zachowanie dziecka - jeśli chcemy je zmienić wg naszej woli - również. Czy będzie to "po prostu" przemoc czy też mądra (kierunkowa) przebudowa jego mózgu - zależy od nas. 

cdn










7 komentarzy:

  1. "Cały ten pozytywny proces, można pięknie opisać z poziomu neurobiologii - wskazując krok po kroku co dzieje się w organizmie w trakcie takiej akcji :) - ale nie wiem czy jest taka potrzeba?"

    Jest taka potrzeba.
    Pozdrawiam, Ninja

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest taka potrzeba :)

    OdpowiedzUsuń
  3. PS
    "Cały ten pozytywny proces, można pięknie opisać z poziomu neurobiologii - wskazując krok po kroku co dzieje się w organizmie w trakcie takiej akcji :) - ale nie wiem czy jest taka potrzeba?"
    Myslę, ze jest, chętnie bym przeczytała o procesach jakie zachodzą wtedy u dziecka , bo wiadomości z neurobiologii u nas jak na lekarstwo.

    OdpowiedzUsuń
  4. Niezwykle ciekawy blog. Brak teoretycznego głosu w Sieci dot. tej dziedziny. Jednocześnie przyłączam się do prośby przedmówców. :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiosna ma swoje prawa :) Np wiosenne porzadki i ogrodowa twórczośc ;) ... cierpliwości :)

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja bym chętnie poczytała o sposobach na "obudzenie" relacji z Kosmitą z RAD. Baaardzo chętnie :)

    OdpowiedzUsuń