Faktycznie czas chyba najwyższy obudzić się z zimowego snu. Przecież mamy już wiosnę. Zdysocjowaliśmy na kilka miesięcy...
Piszesz:
I wiem, że rodzice z którymi wspólnie zajmujemy się Kosmitami, reagują podobnie. Tyle, że u mnie to jest "pstryk" :) a u nich czasem dłuższy proces.
U Ciebie jest to "pstryk", całkiem możliwe. U niektórych rodziców trwa to trochę dłużej. Ma prawo, każdy ma w końcu swoją własną "pojemność" na stres. Stres z kolei ma taką nieprzyjemną moc, że się w człowieku kumuluje. Potem jak mądrości ludowe mówią, czara się przepełnia i albo zostajemy opętani przez czort wie co, albo odbierze nam mowę, albo wpadamy w szał, albo stajemy jak wryci, albo... ;) A tu trzeba tylko wziąć głęboki oddech, żeby stanąć mocno na ziemi...
Nic nowego mechanizmy nie tylko znane ale i zauważane od wieków. Tak oczywiste, że aż naturalne. Problem w tym, że we współczesnym cywilizowanym świecie tej natury coraz mniej. Choć może nie do końca bo mówi się przecież np. o medycynie naturalnej. Idąc tym tropem propomuję również zacząć mówić o naturalnym wychowaniu :) Nasi Kosmici są przecież tworem natury. Działają perfekcyjnie według jej najbardziej tajemnych zasad. Poza tym cywilizacja posiada też (nie)wielkie sukcesy związane z badaniem natury. Może więc nie jest wcale tak źle? Może wystarczy tylko porównać stare z nowym i okaże się, że nie taki diabeł straszny jak go malują.
Jestem przekonany, że tę opowieść należy zacząć właśnie od tego jak reaguje NASZ ORGANIZM na to co się dzieje z naszym dzieckiem.
Myślę więc, że powinniśmy jednak zacząć od odpowiedzi na pytanie dlaczego nasz organizm w ogóle reaguje na to co dzieje się z dzieckiem?
Jak wiesz, człowiek wyposażony jest w tzw. neurony lustrzane. To one ponoszą za wszystko "winę" ;) bo powodują, że jesteśmy zdolni do EMPATII...
Ale mama zamiast ciepła i zachwytu ... czuje jak jej wyrostek robaczkowy wychodzi lewym uchem. I to jest ten cholerny "walec". Bo jak czujemy COŚ TAKIEGO w TAKIM momencie to jak to właściwie mamy zinterpretować? Przecież to jest masakra. Człowiek ma wrażenie, że jest jakimś potworem, psycholem, świrem ... no bo przecież jak można tak się czuć, gdy przytula się do nas potrzebujące ciepła i miłości dziecko?... i jak czujemy wyrostek robaczkowy w lewym uchu to... trzeba się zająć albo wyrostkiem albo uchem, zamiast zgłębiać psychologiczne znaczenie takiego stanu! Brzmi absurdalnie? A może nie?
Przecież dziecko realnie przeżyło masakrę trudno więc, żeby jej nie odczuwało. A że jest tylko dzieckiem i nie jest zdolne do objektywnej oceny sytuacji więc myśli, że doświadcza masakry bo "jest jakimś potworem, psycholem, świrem". Potem pojawia się empatyczny rodzic adopcyjny, który nie robi nic prócz tego, że nagle ODCZYTUJE te sygnały i jest przerażony.
Wystraszony i zdezorientowany często nie zdaje sobie sprawy, że właśnie udało mu się głęboko do dziecka DOSTROIĆ!
Pierwszy krok na drodze do zdrowienia :)
Pozdrawiam
Mama